Jerzy Grochalski pyta o Prawo rodzinne
Krzywdzące Orzeczenie Sądu II inst. zasądzonych alimentów, na byłą żonę.
Witam serdecznie.
Odszedłem od żony, z którą nie mogłem już dalej żyć. Dla szybkiego zakończenia sprawy, ze względu na olbrzymi stres, który pogorszył mój stan zdrowia, zgodziłem się na przyznanie, iż rozpad związku nastąpił z mojej winy. Jestem inwalidą II gr.(po rozległym zawale serca). Mam 840 zł renty. Zona jest zdrowa i "pracuje na czarno", w Niemczech przy opiece nad ludźmi starszymi. Zarabia ok.1200Euro m-cznie, są na to dowody nawet w aktach sprawy o separację. Sąd pierwszej inst. nakazał żonie rejestrację w urzędzie pracy i podjęcie jej, oczywiście na to nie przystała i podała o zasądzenie alimentów do sądu II inst. Sąd Okręgowy zasądził mi do płacenia alimenty miesięcznie 400zł. Leki mnie kosztują ok. 200zł, wynajmuję pokój po znajomości 400zł.(pokrywa tę opłatę…, składając się, na razie rodzina). Mam dwóch braci, którzy "talerza mi nie odmówią"… Ale do czasu. Co mogę zrobić w mojej sytuacji? Czy mam pojechać do Sądu, który mnie tak urządził i tam się powiesić?
Przecież to jest ekwiwalent tzn. zadośćuczynienie, za poważną chorobę, nabytą ciężką pracą… a wysokość tego świadczenia, to jest minimum na leki,rehabilitację i egzystencję, ta kwota nie może być odebrana na potrzeby osoby zdrowej… sąd mnie bardzo skrzywdził, odarł z człowieczeństwa… Przecież alimenty są zasądzane od pozyskiwanego dochodu a nie z jałmużny jaką jest moja renta w stopniu minimum socjalnego i to tylko i wyłącznie dla osób potrzebujących… Przy tym zostawiając zasądzonemu jakąś kwotę na niezbędne minimum. Dowiedziałem się że kwota, którą wpłacam, w tej chwili pokrywa opłatę osoby zatrudnionej, przez żonę, do opieki nad "naszym" domem, podczas jej pobytu w Niemczech. Nie stać mnie na mądrego adwokata… i jestem na skraju wyczerpania psychicznego… Proszę o pomoc…