Co w związku z poniższym?

Witam,
Piszemy do Państwa w trzech sprawach, co do których potrzebujemy niezwłocznie porady.
Pierwsza i najważniejsza dotyczy mieszkania komunalnego, które przysługuje mojemu narzeczonemu po jego rodzicach. Zameldowana w nim jest macocha Michała. Już jakiś czas temu odbyła się sprawa o ustalenie głównego najemcy i mamy wyrok sądowy, iż mój narzeczony nim jest i może decydować o tym mieszkaniu. Tamta kobieta dostała nakaz eksmisji, ale w wyroku jest zaznaczone, że gmina musi jej zagwarantować mieszkanie zastępcze. Nie możemy jej wyrzucić na bruk. Czekamy już na jej wyprowadzkę już bardzo długo.

Do tego ta kobieta nie opłaca żadnych rachunków, więc cały czas rośnie nam dług. Rok temu już mieliśmy 10 000 długu. My dopóki mogliśmy opłacaliśmy czynsz, ale w tej chwili nas na to nie stać. Dziesięć miesięcy temu urodziło nam się dziecko i nie możemy razem go wychowywać, gdyż warunki nam na to nie pozwalają. Ja mieszkam z moją rodziną, a narzeczony musi wynajmować mieszkanie. Zależy nam na tym, żeby jak najszybciej usunąć tą kobietę z naszego mieszkania, żeby nasz Antoś miał cały czas pełną rodzinę, a nie płakał przez cały tydzień za tatą i czekał do weekendu aż tata przyjedzie. Czy możemy coś zrobić, żeby gmina pospieszyła się z lokalem zastępczym dla tej kobiety?

Druga sprawa – także chodzi o mieszkanie, ale już inne. Mój narzeczony mieszkał ponad 10 lat ze swoją babcią. Zajmował się nią jak już nie wstawała z łóżka. Robił jej zakupy jak nie wychodziła z mieszkania. Ogólnie był przy niej prawie przez cały czas (oprócz czasu, gdy był w pracy). Jestem tego światkiem, bo trzy lata mieszkałam z nimi. Babcia miała też córkę, która prawie nigdy nie była dostępna (bo to też ważny wątek sprawy). Wiele razy musieliśmy wychodzić wcześniej z pracy, bo babcia do nas dzwoniła, że jeszcze od dnia poprzedniego nic nie jadła i ma pustą lodówkę, a w dni kiedy oboje pracowaliśmy babcią miała zajmować się jej córka (ciotka mojego narzeczonego – gdyż jego matka już dawno zmarła). Mimo to, że byłam w ciąży, musiałam cały czas pracować, żeby nas było stać na utrzymanie siebie i babci. Ciotka zawłaszczała nawet emeryturę babci, z tego co mi mówiła babcia, dostawała od swojej córki 100 zł na tydzień na życie (a emerytury dostawała 1400 zł). Nie wiem co się działo z resztą pieniędzy, bo jak się dowiedziałam to to mieszkanie też miało jakieś zadłużenie, a ciotka miała opłacać rachunki.

W grudniu zeszłego roku ciotka wywiozła gdzieś babcie (nie wiadomo do końca gdzie), a mojego narzeczonego wystawiła za drzwi w przysłowiowej jednej parze skarpetek. Naubliżała mu i po prostu zamknęła mu drzwi przed nosem. Ja wtedy byłam w domu rodzinnym, bo byłam dopiero po cesarskim cięciu i potrzebowałam dużo pomocy przy dziecku a w Warszawie bym sobie sama nie dała rady. Gdy jeszcze mieszkałam u babci narzeczonego, razem z nimi byłam świadkiem różnych występków ciotki. Znęcała się psychicznie nad nami. Jak jeździłam do domu rodzinnego za każdym razem mój narzeczony lądował na komendzie policji, bo ona coś nawywijała i na niego zwaliła. Doprowadziła go do takiego stanu, że próbował sobie podciąć żyły.

Chodzi nam o to, czy należy nam się połowa mieszkania lub równowartość połowy mieszkania, ta część co należałaby się jego matce? Podobno jest jakiś testament, ale tak naprawdę nikt go nie widział. Babcia jeszcze za życia obiecała nam 4000 zł ze swojej lokaty bankowej, których nie otrzymaliśmy do tej pory. Czy możemy się jakoś ubiegać o te pieniądze? A poza tym jak zgodnie z prawem możemy opróżnić to mieszkanie z naszych rzeczy, które jeszcze tam zostały. Chodzi mi o zawartość naszego pokoju i piwnic. Bo ciotka nie pozwala nam tam wejść, a sama daje nam rzeczy nie wiadomo skąd wytrzaśnięte (te które otrzymujemy w dużej części nie należą do nas).

I teraz przechodzimy do sprawy najświeższej, bo z zeszłej niedzieli. Wszystkie te sprawy są ze sobą powiązane. W niedzielę 16.08. ciotka Michała wraz ze swoim byłym mężem bez wcześniejszego uzgodnienia z nami przyjechali do nas samochodem wyładowanym po brzegi jakimiś rzeczami. Ona weszła od razu z agresją do nas na posesję i do domu (jej mąż wykonywał tylko jej polecenia). Zaczęli wnosić i rozstawiać po podwórku tobołki, torby, pudła i inne pakunki. Moja mama kazała jej to pakować z powrotem, bo to nie śmietnik, żeby przywozić jakieś rzeczy nie wiadomo czyje i bez wcześniejszego uzgodnienia tego z nią. To były rzeczy mojego narzeczonego w niewielkiej części, reszta była nie wiadomo czyja. Moja mama ich wyprosiła z naszej posesji. Wtedy ciotka zaczęła być bardzo agresywna. Zaczęła wyzywać moja mamę od psychicznych, niewychowanych i różnych innych, o mały włos nie rzuciła się na moja mamę z pięściami, tylko jej mąż ją powstrzymał. Moja mama już miała wzywać policję, gdy oni szybko się zabrali i odjechali.

Co teraz na drodze prawnej możemy z tą sytuacją zrobić? Dodam, że moja mama jest astmatyczką i przez to najście bardzo źle się poczuła. Co mamy zrobić z tymi nie swoimi rzeczami? Czy możemy ją zmusić, żeby te rzeczy zabrała z powrotem? Najście zostało zgłoszone na policji, ale co jeszcze można w tej sprawie zrobić?
To w skrócie przedstawione nasze pilne do rozstrzygnięcia sprawy. Bardzo prosimy o pomoc. Jeżeli potrzebne byłyby jakieś wyjaśnienia lub szczegóły proszę o kontakt. Z góry dziękuję za pomoc.

Odpowiedz na to pytanie