Paulina Siemaszko pyta o Prawo pracy

Witam, mam takie trochę zagmatwane pytanie, jednak mam nadzieję, że uzyskam na nie odpowiedź. Przez dwa lata pracowałam jako sprzedawca w sklepie z farbami i materiałami budowlanymi, mieliśmy tam taką wewnętrzną "umowę", że jako pracownicy możemy pobierać materiały dla własnego użytku, płacąc za nie jeśli je wykorzystamy, zwracając jeżeli ich nie wykorzystamy (oczywiście wiadomo, że nie mogą być wówczas używane). ja robiłam w domu spory remont, więc też sporo tych materiałów pobrałam, wszystkie oczywiście zostały zapisane w przeznaczonym do tego celu zeszycie. Część z nich zwróciłam, ponieważ się nie przydały,a za resztę zaczęłam płacić stopniowo z każdej wypłaty. No i nagle zeszyt zniknął. 30.06.2010r. nie przedłużyłam umowy z pracodawcą i kierownik podał do kadr, że jestem całkowicie rozliczona ze sklepem, chociaż nie byłam, bo nie wiedziałam jaka jeszcze kwota i za co została mi do zapłaty (za zapłacone materiały nabijane były paragony i wklejane do zeszytu jako potwierdzenie). Na zakończenie mojej pracy nie zrobiono inwentaryzacji. Po jakimś czasie od chwili kiedy się zwolniłam zeszyt się odnalazł, okazało się że ma go kierownik. Podał mi więc sumę jaką jeszcze zalegałam (514 zł) i umówiliśmy się, że będę to regulowała po woli wpłacając to jemu. Niestety pracowałam w innej firmie w tych samych godzinach co sklep, tylko, że znacznie oddalonej, więc nie miałam szans w tygodniu tam podjechać. W końcu umówiliśmy się między świętami a sylwestrem, ale ja niestety nie mogłam wówczas przyjechać, a zaraz po nowym roku zachorowałam na zapalenie płuc, więc równiez nie mogłam wyjść z domu. Kiedy ostatniego dnia zwolnienia zadzwoniłam i powiedziałam, że chce przyjechać żeby zapłacić część kasy kierownik powiedział, że został zwolniony w trybie natychmiastowym za wydawanie towaru bez paragonu i pieniędzy (dodam, że nie byłam jedyna, bo miał też sporo klientów, z którymi był tak umówiony) i że na remanencie, który zrobili na początku stycznia wyszło ok. 2 tys. zł manka i on to musi teraz oddawać. Dodatkowo podał kwotę mojej zaległości do biura i doliczył mi też wartość towarów, które oddałam, bo powiedział, że zapomniał o tym. Jak przyjechałam do sklepu, to wpłaciłam mu 150 zł, ale nie otrzymałam żadnego potwierdzenia, widział to tylko drugi pracownik i wytłumaczyłam, że nie będę płaciła za towar, który oddałam a on o tym zapomniał i sobie nie zapisał, stwierdził więc wtedy tylko, że będzie to musiał oddać z własnej kieszeni. Dzisiaj otrzymałam telefon z biura, gdzie pani mi oświadczyła iż były kierownik wyparł się jakiejkolwiek wpłaty z mojej strony oraz tego że kiedykolwiek oddawałam jakieś materiały. Więc teraz każą mi zapłacić 364 zł, które rzeczywiście zostały mi do zapłaty, 150 zł, które już zapłaciłam temu oszustowi i 172 zł za materiały, które oddałam (686 zł!) i straszą mnie sądem. Dodam również że drugi pracownik również zalegał 200 zł, które zapłacił, ale wymusił na byłym kierowniku podpisanie KP (tej wpłaty ten oszust też się wyparł zapominając chyba, że podpisał potwierdzenie), więc kiedy zadzwonili do niego z biura z pretensjami miał dowód na to że pieniądze przekazał. Ja takiego dowodu nie mam, tylko słowo drugiego pracownika, że widział jak wpłacałam oszustowi pieniądze. Ale po remanencie obaj podpisali się na dokumencie, że zalegam pieniądze dla firmy (dopisali również wtedy te 172 zł za materiały które zwróciłam. Co ja moge w tej sytuacji zrobić? Chcę zapłacić tylko tą kwotę, którą rzeczywiście jestem winna, a nie to co oszust wziął sobie do własnej kieszeni. Proszę o konkretne odpowiedzi i z góry dziękuję za pomoc.

Odpowiedz na to pytanie