Paweł Tokarz pyta o Prawo karne

Mam 30 lat i nigdy nie byłem karany. Mniej więcej 8 tygodni temu zostałem zatrzymany na ulicy za palenie skręta z marihuaną. Zostałem przewieziony do policyjnej izby zatrzymań, okazało się, że te niecałe pół skręta, które przy mnie znaleziono to 0,1 grama marihuany. Rano odbyło się przesłuchanie. Na przesłuchaniu od razu powiedziałem całą prawdę – marihuanę miałem od przypadkowo spotkanego studenta. W czasie juwenaliów siedział na ławce obok i palił. Podszedłem, spytałem czy mnie poczęstuje, powiedział mi, że może dać mi to co mu zostało (pół skręta) w zamian za 2 piwa, które mi zostały. Taki głupi impuls, chyba znów chciałem poczuć się jak student (na studiach paliłem ze 2 razy, to było jakieś 7 lat temu).
Po przesłuchaniu funkcjonariuszka zadzwoniła do prokuratora i po krótkiej rozmowie oddała mi dokumenty, telefon i powiedziała, że mogę iść do domu. Od tego czasu nic się nie wydarzyło.
Czy oznacza to, że to koniec sprawy?
Co mogło wyniknąć z rozmowy policjantki z prokuratorem?
Czy powinienem skontaktować się z adwokatem?
Ta sprawa nie daje mi spokoju. Proszę o odpowiedź.

Odpowiedz na to pytanie