Problem z sąsiadami
Witam,
moja sytuacja wygląda następująco. Mieszkam obecnie sama w mieszkaniu, którego jestem właścicielką. Trzy lata temu kupiłam je i zamieszkałam wraz ze swoim partnerem (jako małżeństwo – związek nieformalny ). Po pół roku pod nami wprowadzili się nowi sąsiedzi, którzy wynajmują ten lokal. Od samego początku było głośne zachowanie na co dzień. Nie było mnie w weekendy, bo studiuję, po którymś z moich wyjazdów, przyszli do mnie waląc w drzwi, że podczas mojej nieobecności było głośne zachowanie w moim mieszkaniu (muzyka, pijaństwo, kobiety).
Po tym czasie nie układało się między mną a moim partnerem, wyrzucałam mu zdradę i owszem przyznaję się do tego od czasu do czasu mówiłam głośno do niego, czasami nawet po 22.00 lub wcześnie rano.
Skończyło się, rozstaliśmy się i mieszkam sama, bo nie było sensu tego już dłużej ciągnąć. Gdyby się przyznał i powiedział otwarcie, nie robiłabym tego. Problem w tym, że jestem obecnie na rencie od psychiatry, zaszłe sprawy związane z moim ojcem. Wyszłam z tego, ojciec nie żyje, choć wcale mu tego nie życzyłam… może sprawiedliwość boska… choć jestem ateistka.
Obecnie studiuję i zamierzam zrezygnować z dalszej renty i podjąć pracę. Nie zażywam już żadnych leków. Awantur, które miały miejsce bardzo się wstydzę i nie wiem, czy to usprawiedliwienie, że bardzo cierpiałam, bo byłam zakochana i ufna. Partner też wykorzystywał fakt, że jestem na rencie, ubliżał mi z tego, jak również z innego tytułu, co mnie bardzo bolało jako kobietę.
Sąsiedzi, nie ubliżając nikomu, nie są zbyt wykształceni i kulturalni. Zwłaszcza sąsiadka wykrzykuje często głośno w mieszkaniu co słowo to k… wszystko ją denerwuje. Że włączę na chwile radio miedzy 6 a 22, że wstanę w nocy do ubikacji itp. absurdalne rzeczy. Już nie wspomnę, że zwłaszcza gdy jest ciepło mówią głośno na mój temat na balkonie, że jestem wariatką, interesuje ich, co się dzieje w moim domu tak teraz, jak i przedtem. Ja to puszczam mimo uszu, to jest blok i różni lokatorzy się zdarzają, co robić, trudno.
Ale często też słyszę, że zadzwonią po pogotowie, to absurd, bo bo raczej zachowanie sąsiadki, która zbyt ingeruje w moje życie, przykład wyżej jest śmieszny. Mówiła też, że zgłosi do ZUS-u, że nie zażywam leków, nie muszę, mój lekarz o tym wie. Wspiera mnie w wyjściu z traumy, jaką zgotował mi ojciec. Jeżeli do czasu komisji znajdę pracę, to nawet nie będę się o nią starać. Nigdy nikogo nie oszukiwałam, lekarka, która mnie wspiera zna mnie od dawna, choć od paru lat do niej chodzę. Nikt z lekarzy wcześniej nie zauważył mojego dramatu, o którym wstyd mi było mówić.
Kończąc krótko, czy lokatorzy, o których piszę, mogą mi w jakiś sposób zaszkodzić? Nie mam tu na myśli nawet tego, że zadzwonią na pogotowie, bo to absurd co sobie wyobrażają i każdy porządny psychiatra i człowiek wyzna się, kto tu ma problemy, choć w ich przypadku o zgrozo to sprawa nie do leczenia… Ale czy ZUS może mi zabrać teraz rentę, która jest moim jedynym źródłem utrzymania. Studiuję informatykę, obecnie jestem na drugim roku, na 3 mogę już spokojnie się starać o pracę na etacie. Prodziekan obiecał mi, że pomoże, było mi ciężko, musiałam wziąć urlop dziekański i delikatnie opisałam mu swoją trudną sytuację z partnerem.
Obecnie mam 700 zł dochodu i tyle samo opłat, trochę oszczędności, które na nie długo mi starczą, ale poradzę sobie. Patrzę w przyszłość, nie mogłam już dłużej dawać się poniżać mojemu partnerowi.
Proszę o pomoc prawną w sprawie sąsiadów.