Dziurawe prawo antynikotynowe
Zakaz palenia od 15 listopada 2010 roku dotyczy wszystkich restauracji, pubów i barów. Jednak w przypadku ich letnich ogródków nie ma zastosowania.
Wynika to z niedopatrzenia ustawodawców. Przepisy antynikotynowe powstały z myślą o osobach niepalących, by w przestrzeni publicznej wbrew swojej woli, nie były narażane na bierne palenie. Nawet na świeżym powietrzu, gdzie zagrożenie jest mniejsze – np. na wszystkich przystankach autobusowych. Okazuje się jednak, że ustawa nie spełnia swojego celu.
Kontrowersje wokół ustawy pojawiły się po raz kolejny. Zostały wywołane w nawiązaniu do ogródków letnich przed restauracjami, kawiarniami i pubami, nad którymi – mimo zakazu palenia w miejscach publicznych – unoszą się już chmury dymu tytoniowego. Palacze nie łamią jednak żadnych przepisów. Ustawa antynikotynowa okazała się źle przygotowana. W odniesieniu lokali gastronomicznych dotyczy bowiem wyłacznie pomieszczeń.
Oznacza to, że palacze we wszystkich ogródkach mogą czuć się swobodnie, bo nie są narażeni na żadne kary. Gorzej jeśli ogródek piwny ma daszek, wtedy traktowany może być jako zabudowany, a zatem podlegający pod ustawę antynikotynową. Chyba, że właściciel lokalu zadecyduje inaczej – przestrzeń przed restauracją lub pubem może nazwać salą dla palących – i problem się rozwiąże.
Okazuje się więc, że „miejsce publiczne” może być interpretowane różnie. Przepisy da się obejść, a duże pole do popisu mają zarówno palacze, jak i właściciele lokali gastronomicznych. Taka sytuacja, precyzyjnie nieuregulowana prawnie, może prowadzić do wielu nadużyć. To już kolejny przykład, który pokazuje, jak słabe mamy ustawodawstwo.