Koniec z udawaną dysleksją
Dyslektycy w szkole mogą liczyć na spore fory. O ile w uzasadnionych przypadkach jest to jak najbardziej słuszne, tak w pozostałych sytuacjach jest co najmniej nieuczciwe.
Problemy z pisaniem i czytaniem można zdiagnozować najwcześniej ok. 10 roku życia. Jeśli są one widoczne, rodzice powinni udać się z dzieckiem do poradni pedagogiczno-psychologicznej. Tam specjaliści na podstawie szeregu badań są w stanie stwierdzić, czy problemem faktycznie jest dysleksja (kłopoty w nauce mogą wynikac także z uwarunkowań neurologicznych). Jeśli tak, wydają zaświadczenie i zalecają dziecku komplet ćwiczeń, które mają pomóc w zminimalizowaniu problemu.
Dziecko, które posiada zaświadczenie stwierdzające dysleksję jest pod szczególną ochroną szkoły. Tryb nauki w jego przypadku jest bardziej indywidualny, a oceny dopasowane do jego umiejętności. Dokument ułatwia także zdawanie testów, w tym matury (tylko z języka polskiego).
Trudno się dziwić zatem, że coraz więcej uczniów zgłasza się do poradni. Obecnie ok. 94 tys. z nich ma stwierdzoną dysleksję. Trudno powiedzieć, jaki wymiar problem ma faktycznie, ponieważ obecnie dochodzi w tej kwestii do wielu nadużyć. Na życzenie rodziców prywatne poradnie wypisują uczniom fałszywe zaświadczenia.
Dlatego MEN postanowiło zadziałać. W listopadzie 2010 roku wprowadziło przepisy, które zaczną obowiązywać od 1 września 2011 roku. Ustalają one nowe zasady ubiegania się o opinię w sprawie dysleksji. W przypadku gimnazjalistów i uczniów szkół ponadgimnazjalnych zanim konkretny przypadek trafi do poradni, opinię o uczniu będzie musiała wydać rada pedagogiczna szkoły. Dzięki temu opinia o uczniu będzie bardziej obiektywna. Na jej podstawie będzie można stwierdzić, czy uczeń faktycznie ma problemy z dysleksją czy może jego kłopoty wynikają z lenistwa.