Znak „stop” dla dopalaczy
Mimo że dopalacze to ciągle legalna alternatywa dla narkotyków, przez najbliższe półtora roku nie będzie można ich kupić w żadnym sklepie. W weekend sanepid zamknął blisko 1000 punktów handlowych.
Chociaż już od ponad dwóch lat prowadzone były działania mające na celu wyeliminowanie doplaczy z rynku, nie były one skuteczne, bo ich dystrybutorzy ciągle znajdowali sposoby na omiijanie prawa. Nic nie dawały kontrole skarbowe, handlowe czy sanitarno-epidemiologiczne. Nie pomagało także systematyczne wpisywanie substancji wykorzystywanych do produkcji dopalaczy na listę środków zakazanych. Skład odurzaczy był na bieżąco modyfikowany tak, by stać w zgodzie z prawem. Dodatkowo etykiety z informacją, że produkty są tylko „kolekcjonerskie” i „nie do spożycia przez ludzi” dawały handlarzom pełne prawo do sprzedaży.
A biznes był opłacalny jak mało który. Proszki, pastylki i pigułki działające jak narkotyki, mimo że niebezpieczne, przyciągały szczególnie młodzież. Tym bardziej, że większość sklepów znajdowała się w pobliżu szkół czy akademików. Te usytuowane w dalszej odległości oferowały swoje usługi na telefon. Z dostępem do środków psychoaktywnych nie było problemu. Aż do tej pory.
Rząd postanowił wypowiedzieć wojnę i zlikwidować wszystkie Fun Shopy. Na razie udało się zamknąć sprzedaż na półtora roku. Uzyskany czas pozwoli na opracowanie dalszej strategii mającej na celu całkowite pozbycie się środków odurzających z rynku i ukrócenie narkomanii. Zamknięcie sklepów nie daje jednak pewności, że dopalacze nie pojawią się natychmiast w drugim obiegu.